Mój Luby miał dzisiaj drugi egzamin z
serii egzaminów kończących trzeci rok aplikacji. Denerwowałam się
bardzo, bo tematyka była, delikatnie rzecz ujmując, paskudna. Prawo
podatkowe, prawo finansowe i prawo celne. Trzy prawdziwe koszmarki,
prawda? Gdy patrzyłam na stosy ustaw, usypane w kopczyk na biurku
Lubego, aż mnie ciarki przechodziły. A gdy zaczął mi wyjaśniać, czym
różni się wewnątrzwspólnotowa dostawa towarów od wewnątrzwspólnotowego
nabycia towarów; albo to, jak odróżnić odpłatną sprzedaż od nieodpłatnej
sprzedaży, wymiękłam zupełnie :-).
Wierzyłam w Lubego, wiedziałam jak wiele
nocy zarwał na naukę, ale i tak się obawiałam tego testu. To, że na
studiach jakimś cudem zaliczyłam prawo podatkowe, było wynikiem, wstyd
się przyznać, talentu do czytania mikroskopijnych napisów na
mikroskopijnej karteczce :-). I nie oszukujmy się, materiału było wtedy
jakieś dziesięć razy mniej.
Dzięki Bogu egzamin już za nami, a
wyniki powinny być w przeciągu tygodnia. No i na szczęście Mój Luby
wrócił tak zadowolony, że chyba nie muszę się już martwić. Zdolniacha z
niego… dumna jestem bardzo bardzo!
A za tydzień zabawy ciąg dalszy - postępowanie przed sądami administracyjnymi :-).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Cieszę się, że mogłam gościć Cię w naszym Hubisiowie :-). Będzie mi bardzo miło, jak napiszesz parę słów.