Trzynastego listopada moja siostra
obchodziła okrągłe, trzydzieste urodziny. Z uwagi na liczne obowiązki
służbowe jej samej, jej narzeczonego i Mojego Lubego, dopiero dzisiaj
udało nam się wszystkim spotkać na urodzinowej imprezce. Cieszę się
bardzo, bo ostatnio cały nasz czas, również w soboty i niedziele,
podporządkowany był sesji i pracy mojego męża. Biedak nie wiedział w co
ręce włożyć i bardzo był mu potrzebny wolny weekend, no a ja zawsze
jestem chętna na takie wypady. Zresztą okazja zacna, towarzystwo
przesympatyczne, czego chcieć więcej :-)?
Hmmm, no w sumie znalazłaby się tylko
jedna rzecz – możliwość normalnego jedzenia. Po raz pierwszy w życiu
musiałam wybrać się na imprezkę z własnymi zapasami i nie tknęłam nic ze
stołu jubilatki. A żeby zrozumieć poświęcenie, musicie wiedzieć, że
moja siostra rewelacyjnie gotuje. Chociaż słowo rewelacyjnie jest tu
chyba zbyt słabe :-). Ma jakiś wrodzony, genetycznie zmutowany talent
kulinarny, którego zazdroszczę jej jak diabli. Wszystko jedno, czy
piecze ciasta, czy przygotowuje mięsa, potrawy zawsze rozpływają się w
ustach :-). Już dawno stwierdziliśmy z Lubym, że powinna wybrać się do
"MasterChefa" i na pewno długo nie musiałaby "oddawać fartucha".
Dzisiaj oczywiście nie było inaczej.
Patrząc, jak Luby wcina cudownie pachnące risotto, albo na przykład
polędwiczki wieprzowe, męczyłam go wciąż pytaniami w stylu: a jak to
smakuje, a jak przyprawione, a jak te kurki, a ten sosik? Skoro nie
mogłam ich spróbować, to chciałam chociaż o nich posłuchać. A potem
wcinałam chleb o smaku gliny, zagryzając rzodkiewką.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Cieszę się, że mogłam gościć Cię w naszym Hubisiowie :-). Będzie mi bardzo miło, jak napiszesz parę słów.