Okazało się, że to nie koniec mojej
przygody z glukozą. Byłam dzisiaj u lekarza z wynikami i chociaż
morfologia i badanie moczu wypadło w porządku, to krzywa glukozowa już
nie za bardzo. Zła jestem bardzo, bo tak dbałam o dietę... Odstawiłam na
bok kulinarne eksperymenty i przeszłam na tak zdrową dietę, że każdy
lekarz byłby ze mnie dumny. Zero słodyczy, tylko ciemne pieczywo, kasze,
ryby i razowe makarony. Żadnych napojów gazowanych, dużo warzyw i
owoców. W domu wprowadziłam mężowi mały pokarmowy terror i co? I dupa
:-(. Gdybym wiedziała, że tak będzie, to na śniadanie jadłabym
cieplutkie, białe bułeczki, a nie to pastewne musli. W każdym razie, we
wtorek lub środę muszę zrobić powtórkę z glukozowej rozrywki. Tym razem z
większą dawką i dłuższym czekaniem.
Na szczęście inne wieści mam dobre.
Junior rośnie książkowo, ma już 1,2 kg i ok. 35 cm („wyciągnięty” - od
główki do stópek). Solidny klusek już się z niego zrobił :-). W dodatku
klusek o niezłym charakterku. Na usg nie spał, tylko wisząc głową w dół
wierzgał nóżkami we wszystkie strony. Oczywiście, ani myślał pokazać
mamie twarzyczki. Lekarz podchodził go z różnych stron, ja prosiłam go
tylko o jeden mały rzut oka, ale nic z tego... Wtulił buźkę w ściankę
macicy, rączkami zasłonił uszy i jedyne co pokazywał bez oporów, to
swoje klejnoty rodzinne.
Brak komentarzy:
Publikowanie komentarza
Cieszę się, że mogłam gościć Cię w naszym Hubisiowie :-). Będzie mi bardzo miło, jak napiszesz parę słów.