Gdyby na wielkim świecie
zabrakło uśmiechu dziecka, byłoby ciemno i mroczno, ciemniej i mroczniej
niż podczas nocy bezgwiezdnej i bezksiężycowej - mimo wszystkich słońc,
gwiazd i sztucznych reflektorów. Ten jeden mały uśmiech rozwidnia
życie.
Julian Ejsmond
Ach, co to był za cudny dzień. Nie dość,
że zza chmur nareszcie wyszło słońce, to jeszcze nasz maluszek
postanowił zrobić nam cudowną niespodziankę i po raz pierwszy roześmiał
się na głos. Wprawdzie trwało to może pięć sekund i brzmiało bardziej
jak charkot, ale zalało mi serce wielką falą radości i wzruszenia. Nie
mam absolutnie żadnych wątpliwości, że to był śmiech. Leżąc w moich
ramionach, spokojny i najedzony, spojrzał prosto na mnie, uśmiechnął się
wszystkimi mięśniami twarzy i wydał ten urywany, wspaniały dźwięk :-).
Pomimo silnego” charakteru i częstego
okazywania niezadowolenia, nasz Junior zaczął się uśmiechać już w
trzeciej dobie życia. Oczywiście były to uśmiechy nieświadome. Pojawiały
się na jego buźce zwykle podczas snu, na przemian z grymasem rozżalenia
i marszczeniem czułka. Wyglądało to przekomicznie, jakby nie mógł się
zdecydować, czy ma dobry, czy zły sen.
Natomiast pierwszy świadomy uśmiech
zaserwował nam, gdy ukończył 6 tygodni. Szczęśliwą obdarowaną była moja
mama, a ja płonęłam z zazdrości :-). Na szczęście nie musiałam długo
czekać, bo już kilka dni później Hubert uśmiechnął się szeroko, patrząc
prosto na mnie, gdy nachyliłam się nad łóżeczkiem i wyszeptałam kilka
słów. Śmiały mu się nie tylko usta, zmarszczył też nosek i oczka. Od
tamtej chwili takie słodkie uśmiechy zdarzają mu się mniej więcej raz na
dwa dni. Są po prostu cudowne :-).
A dzisiaj do Hubercikowego uśmiechu doszedł jeszcze śmiech. Aktualnie nie istnieje dla mnie nic piękniejszego :-).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Cieszę się, że mogłam gościć Cię w naszym Hubisiowie :-). Będzie mi bardzo miło, jak napiszesz parę słów.