Dawno mnie nie było, za co Was
serdecznie przepraszam. Opieka nad niemowlęciem okazała się dużo
bardziej absorbująca, niż sądziłam. Moje życie zapętliło się wokół
karmienia, przewijania, uspokajania i usypiania. Dzień i noc, non stop.
Często nie mam pojęcia, która właściwie jest godzina, o dniu tygodnia
nawet nie wspominając. A gdy już mam chwilkę dla siebie, najczęściej
zwyczajnie zasypiam, a potem mam wyrzuty sumienia, że mogłam chociaż
zęby umyć :-).
Hubercik okazał się bowiem dzidzią
słodką, ale też bardzo wymagającą. Charakterną, jak mówi moja mama.
Niecierpliwym krzykiem o sile setek decybeli reaguje praktycznie na
wszystko: mokrą pieluszkę, zbyt jasne światło, chłodne prześcieradło,
zawiniętą koszulkę, troczki od czapki, dźwięk telefonu itp. Jak je, to
tak łapczywie, jakbym głodziła go przez ostatni tydzień. Nie uznaje też
półśrodków. Żadnego kręcenia się, postękiwania, czy powolnego
rozbudzania się, o nie. W jednej sekundzie przechodzi ze snu do krzyku,
który pewnie przyprawia o dreszcze sąsiadów kilka pięter wyżej. Tylko
czekać, aż któryś naśle na mnie policję :-).
Biegam więc dookoła tego naszego
wrażliwca, starając się go uszczęśliwić i śmiać mi się chce z samej
siebie i swoich ciążowych wyobrażeń o macierzyństwie. Gdzie się podział
ten cudny bobasek z moich snów, który uśmiecha się i radośnie gaworzy, a
płacze tylko wtedy, gdy jest głodny, bądź ma mokro :-)? Jak to możliwe,
że mój ósmy cud świata nie chce spać, wrzeszczy jakby był obdzierany ze
skóry i wciąż wydaje się niezadowolony? O słodka naiwności :-).
ja wlasnie startuje z macierzynstwem :) budujace jest to ze jest ktos o podobnych doswiadczeniach bycia mama wrazliwca ;)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam,
Daria