Zgodnie z obietnicą, dzisiaj relacja z wczorajszych chrzcin Hubiego.
Poszczęściło się nam z pogodą, bo
ładniejszego dnia na chrzest nie mogliśmy sobie chyba wymarzyć. Było
ciepło, ale nie upalnie; słonecznie i kolorowo. Hubi obudził się w
dobrym nastroju, goście stawili się na czas, a ja zdążyłam nie tylko
odświętnie się ubrać i umalować, ale nawet zrobić pasujący do sukienki
pedicure :-). I chociaż spodziewałam się najgorszego, to podczas mszy
Hubi zachował się jak mały dżentelmen. Pierwszą połowę przespał, podczas
samej akcji „chrzest” obserwował wszystko bardzo zainteresowany i nawet
nie kwęknął podczas polewania wodą główki, a resztę czasu spędził
grzecznie w wózku, oglądając ludzi i kolorowe witraże. Nawet gajerek
oszczędził i ulał dopiero przy wyjściu z kościoła :-). Byłam z niego
bardzo dumna.
I wprawdzie Grecy na Rodos wierzą, że
krzyk podczas chrztu wróży dziecku szczęście, to mam nadzieję, że jego
brak nie przyniesie Hubiemu pecha :-). Dzień wcześniej poczytałam o
staropolskich zwyczajach związanych z chrztem i mimo, że w to nie
wierzę, to trochę dla tradycji, ale i odrobinę dla śmiechu wszyłam
Hubiemu w ubranko monetę (by był w przyszłości bogaty), nasypałam do
pieluszki szczyptę cukru (by miał słodkie życie), a do wózka włożyłam
zeszyt (by był chętny do nauki). Obie babcie na mnie naskoczyły, że to
zabobony i bym się nie wygłupiała, ale ja się uparłam, chociażby po to,
by mieć później o czym Hubiemu opowiadać :-). Zasuszyłam też
czterolistną koniczynkę, którą zauważyłam, gdy wracaliśmy z kościoła. I
nie uważam, bym zrobiła w ten sposób komukolwiek krzywdę. Poza tym, jak
się śmiała żona chrzestnego Hubiego „Ja nie wierzę w przesądy, bo to
przynosi pecha”.
Po chrzcie udaliśmy się całą rodzinką do
restauracji na małe przyjęcie i mam nadzieję, że nasi goście bawili się
dobrze. Jedzonko było smaczne, napoje zimne, Hubi uśmiechnięty
przechodził z rąk do rąk... czego chcieć więcej :-). Gdy goście rozjechali się do domów,
zrobiliśmy jeszcze małe after party dla chrzestnych u nas w mieszkanku.
Hubi spał w wózeczku w kuchni, a my naśmieliśmy się za wszystkie czasy. I
chociaż jestem dzisiaj półprzytomna z niewyspania, to było super.
Podsumowując, chrzest Hubiego mamy zaliczony, diabeł wypędzony i babcie mogą w końcu odetchnąć z ulgą :-).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Cieszę się, że mogłam gościć Cię w naszym Hubisiowie :-). Będzie mi bardzo miło, jak napiszesz parę słów.