Przepraszam za kilka dni przerwy,
ale jak to u młodych rodziców, w dzień ganiamy, a wieczorem padamy z
nóg, nie mając już na nic siły.
Ten tydzień minął nam pod znakiem
przygotowań do chrztu Hubiego. Zakup ubranka, rezerwacja restauracji,
sprzątanie mieszkanka, itp. Ksiądz zapędził też nas na obowiązkowe
„spotkanie organizacyjne” przed chrztem. Miało trwać maksymalnie 15
minut i pokazać nam chrzciny od strony technicznej. Niestety z
organizacją niewiele miało to wspólnego. Najpierw przez pół godziny
przemawiała jakaś kobietka ze wspólnoty neokatechumenalnej. Z pasją w
głosie opowiadała, jak była mobbingowana w pracy, jak oszukała ją
koleżanka i musiała za nią spłacać kredyt i jak z żadnym mężczyzną nie
mogła sobie ułożyć życia. Rozwiązaniem wszystkich jej problemów okazał
się kościół, a chrzest jest właśnie początkiem przygody z kościołem. I
chociaż można było jej naprawdę współczuć, to przecież nie po to w tym
momencie do kościoła przyszłam. Inni rodzice też kręcili się w ławkach,
jakby chcieli powiedzieć: „No dobrze, urzekła nas twoja historia, ale
przejdźmy do rzeczy, bo nam się dziecko zaraz rozedrze”.
Gdy w końcu skończyła, na środek
kościoła wyszedł ksiądz i rozpoczął kolejną półgodzinną pogadankę, jak
to dziecko nie jest naszą własnością, a własnością Boga i dopiero na sam
koniec usłyszeliśmy, że mamy przynieść świecę i białą szatę, a w
zakrystii pojawić się na 15 minut przed mszą. Acha, i przynieść
podpisane karteczki do spowiedzi. I to by było na tyle, jeśli chodzi o
sprawy organizacyjne :-).
Co do spowiedzi, to załatwiłam ją w
ubiegłą niedzielę, ale w mojej parafii ustne zapewnienie niestety nie
wystarczyło. Dostałam karteczkę i po sześciu dniach musiałam znowu się
wyspowiadać, by dostać podpis księdza. Porządek musi być w tym naszym
kościele biurokatolickim. Aż żałuję, że nie nagrzeszyłam, bo za bardzo
nie było o czym opowiadać :-).
W niedzielę, oprócz chrzcin Huberta,
będziemy świętować też dwie inne okazje. W czwartek okrągłe,
sześćdziesiąte urodziny obchodziła moja mama, a jutro rocznicę ślubu
obchodzą moi rodzice. Cieszę się, że uda nam się połączyć wszystkie te
uroczystości :-).
Trzymajcie kciuki, by Hubi nie krzyczał
jutro za mocno, bo że płacz będzie, to jestem prawie pewna. Chociaż może
to i dobrze, bo pamiętam, że gdy byliśmy w Grecji przewodniczka
opowiadała nam, że im głośniej dziecko krzyczy podczas chrztu, tym jest
szczęśliwsze w dorosłym życiu, więc stare Greczynki podszczypują te
grzeczne maluchy.
Dam znać, jak poszło. Pozdrawiam serdecznie!
Brak komentarzy:
Publikowanie komentarza
Cieszę się, że mogłam gościć Cię w naszym Hubisiowie :-). Będzie mi bardzo miło, jak napiszesz parę słów.