W moim mieście zorganizowano
ostatnio bezpłatne warsztaty dla matek dzieci w wieku do roczku. I
chociaż dowiedziałam się o nich dopiero na dwa dni przed, jakimś cudem
udało mi się dostać zaproszenie. Cieszyłam się na te zajęcia bardzo, bo
pomimo upływającego czasu wciąż mam wrażenie, że wychowywanie dziecka to
błądzenie po omacku i że tak naprawdę działa tylko metoda prób i błędów
:-). Miałam nadzieję, że dowiem się czegoś pożytecznego. A poza tym,
nie ukrywajmy, taki wypad to zawsze miłe urozmaicenie codziennej rutyny
:-).
Początkowo miałam wybrać się z Hubim, bo
organizator zapewniał miejsce dla dzieci, maty edukacyjne i przewijaki.
Ale moja mama zaoferowała się, że przyjedzie i posiedzi z Młodym, więc
pojechałam na zajęcia sama.
Warsztaty okazały się całkiem fajne.
Oczywiście było trochę reklamowej propagandy w stylu: „Żadna inna pralka
niż pralka naszej firmy nie dopierze tak dobrze plam z marchewki” albo
„tylko nasze kropelki zapewnią waszemu dziecku maksymalną odporność”,
ale poza tym było naprawdę ok. Najbardziej podobały mi się zajęcia z
ratownikiem medycznym, który na fantomach uczył nas co zrobić, gdy
niemowlę się oparzy, zachłyśnie, albo straci przytomność. Opowiadał jak
reagować, gdy dziecko wpada w histerię i przestaje oddychać, a także jak
ważne jest prawidłowe odbijanie dziecka. W porządku też były zajęcia z
dietetyczką, która uczyła zasad prawidłowego odżywiania i pojenia
maluszków. Jakaś kobietka pokazywała, jak prawidłowo nosić dziecko w
chuście; a przedstawicielka farmaceutyczna omawiała sposoby wspomagania odporności.
Atmosfera też była sympatyczna, taka ciepła i
rodzinna. Kilkadziesiąt mam siedzących w półokręgu, a w środku stado
niemowlaków leżących, raczkujących i bawiących się na matach. Plus morze
zabawek w jaskrawych kolorach. Harmider straszliwy, aż cud, że coś się
udało usłyszeć. Na dokładkę gorąco potwornie, bo z uwagi na niską
temperaturę kobietki nie zgodziły się na otwarcie okien. Ale wiecie co?
Zupełnie mi to nie przeszkadzało. Patrzyłam tylko na te maluszki i serce
mi się ściskało z tęsknoty za Hubim.
Spotkałam też Gizankę, której bloga bardzo lubię i czytam od dawna. Troszkę się wahałam, czy to na pewno ona i czy nie wygłupię się podchodząc, ale nie pomyliłam się. "Na żywo" okazała się bardzo miłą dziewczyną o pięknych, błyszczących oczach. I właśnie te jej oczy utkwiły mi najbardziej w pamięci. Jeśli kiedykolwiek do mnie zajrzysz, pozdrawiam serdecznie :-).
Gdy wróciłam po warsztatach do domu z reklamówką promocyjnych gadżetów, nie mogłam wypuścić Młodego z objęć. Obsypywałam całusami te ciepłe, lepkie rączki i rozpływałam się na widok słodkich uśmiechów... I po raz kolejny uzmysłowiłam sobie, jak wielką jestem szczęściarą.
Gdy wróciłam po warsztatach do domu z reklamówką promocyjnych gadżetów, nie mogłam wypuścić Młodego z objęć. Obsypywałam całusami te ciepłe, lepkie rączki i rozpływałam się na widok słodkich uśmiechów... I po raz kolejny uzmysłowiłam sobie, jak wielką jestem szczęściarą.
Bardzo mi było miło:)
OdpowiedzUsuń