Weekend spędziliśmy nad jeziorem razem z moimi rodzicami,
siostrą i szwagrem. A że na podobny pomysł wpadło pół narodu, wybraliśmy malutką
plażę nad jeziorem ukrytym głęboko w lesie. Mniej popularną i zagospodarowaną,
ale dzięki temu dużo spokojniejszą.
Było ciepło i rodzinnie. Zrobiliśmy sobie grilla i po raz pierwszy
w tym roku popływaliśmy. Hubi zaliczył swój pierwszy kontakt z wodą, ale na
poważniejsze kąpiele była jednak za zimna. Potem dzielił swój czas pomiędzy
zabawy z babcią i ciocią. Szalał z nimi na kocyku, ćwicząc uparcie odkrytą
niedawną umiejętność podciągania kolanek pod brzuszek.
Nie obyło się oczywiście bez przygód i to z moim udziałem,
jak zwykle :-). W samym środku pałaszowania karkówki, zarwało się pode mną
krzesełko i z hukiem wylądowałam na ziemi, tłukąc się przy tym potwornie. I weź
się tu człowieku nie zacznij odchudzać :-). Ale pomimo siniaków, z którymi
wróciłam do domu, weekend zdecydowanie zaliczam na plus :-).
Uwielbiam spędzany tak czas ;D
OdpowiedzUsuńCo do krzesełka i odchudzania:
Krzesełko opiłowane - pewnie jakiś zamach na Ciebie ;p
A jeżeli chodzi o Twoje odchudzanie to raczej z kości na ości! Ani się waż!:*
Z tym zamachem, to możesz mieć rację, tylko muszę jeszcze dojść, jaki był jego motyw :-). Może dziadki chcieli wpakować mnie w gips, by mieć u siebie na dłużej Hubiego...:-)? Hmm...
UsuńOj tam...:D Najpewniej krzesło stało na nieodpowiedniej powierzchni,hihi ;)Miłego dnia!
OdpowiedzUsuńI tak też mogę sobie to tłumaczyć :-)! Dziewczyny, jesteście kochane! Dziękuję :-)!
Usuń