Jak już wiecie, moja młodsza siostra wyszła niedawno za mąż.
Było pięknie, wzruszająco i bardzo romantycznie :-). O ślubie pisałam Wam tutaj
(klik), a o zwariowanym weselu tu (klik). Kto jeszcze nie czytał, a ma ochotę, serdecznie
zapraszam.
Jednak żeby nie było, że wszystko wypadło tak idealnie,
dzisiaj o tym, co zdarza się przy organizacji
każdego ślubu i wesela. Czyli o awariach, kłopotach i problemach :-). To,
że będą, było oczywiste. Ale to, jakiego rodzaju i jak bardzo wkurzą moją
siostrę, miało się dopiero okazać :-).
Zaczęło się we wtorek przed ślubem. Akurat, gdy byłam z
młodą na ostatniej przymiarce sukni, zadzwoniła do niej dekoratorka, z
informacją, że nigdzie nie może dostać kwiatów, z których obiecała zrobić jej bukiet
ślubny. W żadnej hurtowni w naszej części kraju nie było podobno nawet jednego
malutkiego kwiatka. Później okazało się, że generalnie nie można go dostać w
lipcu, a kobieta albo o tym nie wiedziała, albo nie uznała za stosowne poinformować
o tym przy podpisywaniu umowy. Oczywiście siostra moja podłamała się tym
bardzo, a ja próbując ją pocieszyć, przekonywałam: „Niunia, to tylko kwiatek,
będziesz mieć inny, równie piękny. Obyś tylko takie problemy miała...”.
A tak wyglądała część ich pleneru ślubnego. Piękny, prawda :-)? |
No i wykrakałam :-). W środę późnym wieczorem skontaktowała
się ze mną wizażystka, która miała malować nie tylko Pannę Młodą i świadkową,
ale i obie mamy, mnie, siostrę Pana Młodego i kilka innych babeczek z naszej
rodziny. Pani Lilianna zadzwoniła z płaczem, że jest w szpitalu, że nie będzie
mogła przyjechać w sobotę i że nie może znaleźć nikogo na swoje zastępstwo, bo
jest pełnia sezonu ślubnego. Przyznam Wam się szczerze, że zrobiło mi się słabo
na myśl, jak zareaguje na tę wiadomość moja siostra. I chociaż jeszcze tego
samego dnia udało się po znajomości znaleźć dla niej świetną wizażystkę, to i
tak Młoda przepłakała długie godziny, załamana obrotem sprawy.
Do bukietu i makijażu dołożyły się jeszcze problemy z
wystrojem sali (dekoratorka zupełnie zmieniła ustalany wcześniej projekt), ustawieniem
krzeseł (sypnął się plan z odpowiednim ułożeniem winietek) i dekoracją
samochodu (miała być na przyssawkę, a była na taśmę, co właściciela lakieru na
Audi Q7 przyprawiło o palpitację serca). Przed kościołem, nie wiadomo z jakiej
racji, ktoś rozbił namioty wojskowe (na szczęście były zupełnie niewidoczne za
plecami gości). A na dokładkę w trakcie wesela podarł się Młodej welon i wyszła z sukni fiszbina, która raniła ją niemiłosiernie.
I jeszcze jeden mały detal z ich ślubnej sesji :-) |
Ale żeby nie było, że tylko Para Młoda miała przygody, to
małżonek mój, na 40 minut przed ślubem zorientował się, że zapomniał wziąć
spodni od garnituru, a wracać po nie 50 kilometrów nie było sensu. Na szczęście
zarówno on, jak i ja mieliśmy zapasowe ubrania, na wypadek gdyby Hubi postanowił
ozdobić nas swoim ulewaniem :-).
Mimo tych wszystkich przygód, był to najpiękniejszy i najbardziej
wzruszający dzień, jaki przeżyłam (oprócz naszego własnego ślubu, rzecz jasna
:-) ).
A Wy mieliście jakieś ślubne wpadki :-)?
Pozdrawiam ciepło,
Ps. Wszystkie te piękne zdjęcia wykonała Magdalena Sulwińska, nie tylko rewelacyjna fotografka, ale i wspaniała dziewczyna. Serdecznie zapraszam na jej facebookowy fanpage (klik).
Z tymi ślubami to zawsze coś wyjdzie nie tak. Ale warto pamiętać najwspanialsze rzeczy. Siostra
OdpowiedzUsuńAnioł, no i oczywiście Łabędziowa szyja ;)