Jeśli kiedykolwiek jeszcze pojawi się na tym blogu wpis, w
którym będę narzekać na Hubisiowe wczesne pobudki, bardzo proszę, przywołajcie
mnie do porządku. Nawet jeśli będzie chodziło o 4.20 rano, jak dzisiaj na
przykład :-). Dlaczego?
Bo gdyby nie mój mały słodki budzik, nie miałabym tych
wszystkich pięknych wspomnień, które skrzętnie teraz gromadzę. Pewnie przegapiłabym
magiczne wchody słońca nad Adriatykiem, nie wciągnęła pachnącego cytrynami powietrza,
no i nie zobaczyła niespodzianki, która przypłynęła dzisiaj pod nasz domek :-).
Była siódma rano, gdy siedząc z Hubim na tarasie, zauważyłam
w naszej zatoczce... delfina :-)!!! Najnormalniej w świecie płynącego sobie w
naszym kierunku. Co chwila pojawiał się i znikał, wynurzając się z gracją, by
zaczerpnąć powietrza. Wyglądał z daleka jak rekin, z ciemną płetwą wystającą
ponad taflę wody.
![]() |
Ta czarna kropa to nasz delfin :-) |
To, jak wiele radosnych pisków wydałam na jego widok,
możecie sobie tylko wyobrazić :-). I to, ile rabanu narobiłam szukając aparatu...
:-). Mój Luby trzymał Hubisia na rękach, a ja wskoczyłam na tarasowy stolik i
podskakiwałam z radości, za każdym razem, gdy udało mi się złapać go na zdjęciu.
A ten, jakby chcąc mi to ułatwić, podpłynął pod sam dom. Był jakieś 100-150
metrów od nas. To było niesamowite! Pierwszy raz widziałam wolno żyjącego
delfina z tak bliska :-).
Dzisiejsze spotkanie ma dla mnie podwójne znaczenie. Jako wspaniałe
wspomnienie i niesamowite przeżycie, ale również jako znak od losu, że wszystko
będzie dobrze :-). Delfin zawsze był dla mnie swoistym talizmanem. Od ponad piętnastu
lat noszę na szyi łańcuszek z małym delfinkiem. Dostałam go od rodziców na
osiemnaste urodziny i od tej pory towarzyszy mi we wszystkich ważnych momentach
mojego życia. Miałam go na szyi, gdy zakochałam się w moim mężu. Był też ze
mną, gdy rodził się Hubi. Teraz, ze względu na sprytne, lepkie rączki naszego
synka, chwilowo wylądował w szkatułce, ale niedługo wróci do mnie na pewno.
Gdy w ubiegłe wakacje udało mi się zobaczyć płynącego
delfina, pomyślałam „To będzie dobry rok”. I faktycznie taki był :-). Urodził
się nasz synek, mój mąż skończył aplikację i został radcą prawnym, siostra
wyszła za mąż, załapałam się na roczny urlop rodzicielski, jesteśmy zdrowi,
szczęśliwi... czego chcieć więcej? Dzisiejszy delfin przyniósł mi nadzieję, że los
znowu będzie dla nas łaskawy :-).
słodkie widoczki Ci synek zasponsorował ;-)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam ;-)
Prawda :-)?
UsuńHubiś po prostu ćwiczył w domu pobudki przed Waszymi upragnionymi wakacjami:) Smyk jeden :*
OdpowiedzUsuńŁobuz i tyle, ale kochany okrutnie :-)
UsuńNie no nie mogę. I delfina masz w zatoczce. Naprawdę Ci zazdroszczę (oczywiście w dobrym słowa znaczeniu). Coś pięknego :-)))
OdpowiedzUsuńNiesamowita sprawa z tym delfinem, prawda :-)?
Usuń