Dwa miesiące temu do mojej nogi przyssał się kleszcz. Mały,
słodki kleszcz o wiecznie lepkich łapkach. Kleszcz, który nie odpuszczał nawet
na chwilkę i swoim dziewięciokilogramowym ciałkiem wciąż mi przypominał: „Jesteś
mamą, twoje dziecko cię potrzebuje, nie powinnaś go zostawiać nawet na sekundę”.
Kleszcz trzymał się mojej nogi kurczowo, często usiłował się
wspiąć na ręce, a gdy próbowałam go posadzić, zaczynał histerycznie płakać. Miał
wielkie, błękitne oczka, którymi patrzył na mnie wystraszony i zdawał się
mówić: „Nie zostawiaj mnie, nie porzucaj, boję się...”. I nie ważne, czy
wychodziłam do kuchni zalać kawę, czy do przedpokoju otworzyć komuś drzwi. Efekt
był zawsze taki sam - łzy wielkości grochu. Nawet wyjście do toalety stało się
problematyczne, bo kleszcz siedział za drzwiami, uderzając w nie rączką i
krzycząc w niebogłosy. A gdy wychodziłam do sklepu, lepka rączka uderzała w
drzwi wyjściowe...
Tym kleszczem był oczywiście Hubiś. Syn mój małoletni, który
zawładnął moim życiem całkowicie i po kres mych dni. Dziecko, które w trzy
sekundy potrafi przejść ze stanu absolutnej euforii do totalnej paniki, gdy
tylko znikam mu z oczu... Mały człowiek, którego kocham nad życie.
Ktoś mógłby powiedzieć, masz co chciałaś. Nosiłaś go
wiecznie na rękach, przytulałaś, non stop się z nim bawiłaś. Nic dziwnego, że chce
cię mieć teraz na wyłączność. Sterroryzował cię, owinął dookoła małego
paluszka. Rozpieściłaś go... Mówiłam/em, że tak będzie! Zostaw go, nie noś,
niech płacze, musi się przyzwyczajać, że nie będzie cię miał na wyłączność, niech
się sam bawi, nie reaguj...
Może tak, może nie... Ja wiem jedno. Moje dziecko nie jest
podłą istotą, czyhającą tylko na to, by wyssać ze mnie cały czas i energię. Nie
jest złośliwe, ani rozpieszczone. Moje dziecko po prostu prawidłowo rozwija się
intelektualnie i dotarło w swoim życiu do etapu, zwanego lękiem separacyjnym.
Za każdym razem, gdy miałam ochotę uciec z domu z krzykiem,
gdy wśród moich marzeń, wcale nie była wygrana w totka, tylko spokojne
pomalowanie paznokci, albo wypicie ciepłej kawy, zawsze przypominałam sobie
wtedy tych kilka zdań, które przeczytałam kiedyś u Niny z bloga
Nina się nie nudzi:
„Około 8 miesiąca życia dziecko odkrywa, że mama jest
oddzielną istotą, że może odejść i zaczyna się tego przeraźliwie bać. Twój maluszek, który do tej
pory jako tak dawał Ci żyć, teraz będzie dostawał histerii, jeśli w pobliżu nie
będzie mamuni. Nie jest to bynajmniej Twój błąd wychowawczy, nie jest to też
próba zmanipulowania Cię przez dziecko, które chce, abyś była na skinienie jego
małego, władczego paluszka. Jest to naturalny i dla wszystkich ludzi na tej
planecie i nawet dla niektórych gatunków zwierząt etap, przejściowa faza
rozwoju”.
Lęk separacyjny jest trudny. I dla dziecka i dla jego mamy.
Ja osobiście miałam wrażenie, że jestem na emocjonalnej huśtawce. Z jednej
strony marzyłam o chwili dla siebie, z drugiej myślałam o tym, jak bardzo się
moje dziecko boi. I natychmiast łapały mnie wyrzuty sumienia. Gdy Hubi był nie
do zniesienia, gdy zaczynałam być zniecierpliwiona, przywoływałam się do
porządku i tłumaczyłam sama sobie: to nie Hubisiowy terroryzm, to objaw
Hubisiowej inteligencji.
Najgorsze już za nami... Hubiś już nie trzyma się kurczowo
mojej nogawki, nie wpada w histerię. Owszem, zwykle drepta za mną krok w krok
po całym mieszkaniu, ale coraz częściej potrafi też wypuścić się na zwiedzanie
domu zupełnie sam. Zdarza mu się też tak zaaferować zabawą, że nawet nie
zauważa, gdy wychodzę na chwilę do kuchni. Jest spokojniejszy, bardziej ufny. Mam
wrażenie, że więcej rozumie... Wczoraj został na noc u Hubisiowych dziadków,
byśmy mogli z mężem spędzić Andrzejki razem. Chcę wierzyć, że tak szybko uporał
się z lękiem, dzięki naszej cierpliwości i miłości...
Wiem, że wiele z Was zmaga się z podobnym problemem. Albo
niedługo będzie się zmagać. Dziewczyny, nie dajcie sobie wmówić, że to wynik
rozpieszczenia dziecka. Wasza mała istotka po prostu się boi i bardzo Was
potrzebuje. I to jest zupełnie normalne.
A najważniejsze – to mija :-).
 |
A tak zupełnie poza tematem, musimy się pochwalić dzisiejszym, trzecim w kolekcji zębem :-)! |
Pozdrawiamy ciepło,
Hubisiowa mama