To było dawno, bardzo dawno, prawie pół życia temu, a jednak
wciąż pamiętam tamte uczucia. Miałam 18 lat, a w perspektywie maturę, studia i dorosłe
życie. Przyszłość była tak ekscytująca, plany takie ambitne, świat tak wielki i
ciekawy.
Któregoś dnia, zupełnie przypadkiem wyczułam na piersi
guzek. W dotyku był twardy, okrągły i przypominał naprawdę duże ziarno grochu. Wystraszona
powiedziałam o nim mamie, a ona już następnego dnia umówiła mnie do ginekologa.
Pamiętam, że lekarz skierował mnie badanie USG z adnotacją „pilne”. Był 1999
rok, w moim rodzinnym mieście nie było jeszcze gabinetów USG. Najbliższy w
Olsztynie. Pierwszy wolny termin – za miesiąc.
Dłużył mi się ten miesiąc bardzo. Bałam się, zastanawiałam, ale
optymizm przeważał. Gdy nadszedł dzień badania, okazało się, że na diagnozę będę
musiała jeszcze poczekać. Lekarz nie był pewny, czy zmiana nie jest złośliwa.
Ba, w swojej totalnej beztrosce stwierdził, że „chyba jest złośliwa, ale w
sumie to bez specjalistycznych badań nie da się stwierdzić”. Jakby nie mógł
w ludzkim odruchu powiedzieć, że „chyba jest niezłośliwa, ale lepiej się upewnijmy”. Wysłał mnie na
biopsję. Czas oczekiwania – kolejny miesiąc. Pamiętam, jak bardzo płakałam po
wyjściu z gabinetu.
To był jeden z najdłuższych miesięcy w moim życiu. Pełen
rozmyślań, strachu, modlitw i obietnic składanych samej sobie. Na nowo układałam
sobie w głowie priorytety. Wyrzucałam w myślach, jaka byłam głupia, przejmując się
zupełnie nieistotnymi rzeczami. Myślę, że to właśnie wtedy dorosłam.
Na wyniki zrobionej w szpitalu
biopsji również trzeba było poczekać tradycyjny, lekarski miesiąc.
Pamiętam, że na szpitalnym korytarzu czekało ze mną jeszcze kilka dziewcząt.
Żadna z nas nie przekroczyła wtedy dwudziestki. A ja zawsze myślałam, że rak
piersi dotyka kobiety w średnim wieku.
Mój guz okazał się niezłośliwy, jednakże onkolog nakazał
jego usunięcie. O dziwo najkrócej czekałam właśnie na zabieg. I najmniej się go obawiałam.
Po dwóch latach (!) dostałam też wyniki badań genetycznych i wiem, że nie
jestem obciążona genem tej choroby. Co nie oznacza oczywiście, że nie powinnam się regularnie badać.
Miałam ogromne szczęście. Nie tylko, że choroba mnie ominęła.
Miałam też szczęście, że dostałam od losu sposobność do przewartościowania
swojego życia. Myślę, że w znacznym stopniu, właśnie to doświadczenie
ukształtowało mój obecny charakter i podejście do życia.
Opisałam Wam tę historię, bo na prośbę BLOGmedia postanowiłam
dołączyć się do ogólnopolskiej kampanii społecznej „Policzmy się”. Jest to akcja,
która ma na celu promowanie wiedzy na temat chorób nowotworowych i pozytywnego
przesłania, że rak to nie wyrok!
Poprzez przykład osób, które wygrały z chorobą,
organizatorzy namawiają wszystkich Polaków do profilaktyki, a chorych - do
aktywnej walki o zdrowie. Internetowy portal policzmysie.pl tworzy wzajemnie
się wspierającą społeczność – tych, którzy walczą, wygrali i tych, którzy
wspierają najbliższych w pokonywaniu choroby.
Raz w roku, podczas wybranego majowego tygodnia, odbywa się akcja
wielkiego liczenia wszystkich tych, którzy chcieliby zamanifestować swoje
wsparcie dla osób z chorobą nowotworową. W zeszłym roku z rakiem policzyło się
ponad 176.000 osób!
I właśnie teraz ten tydzień trwa!
Co zrobić, by pokazać
swoje wsparcie dla osób chorych? Wystarczy w dniach 9-16 maja wejść na stronę http://policzmysie.pl/
i wykonać jedno kliknięcie.
Tak niewiele, a tak wiele.
Mam nadzieję, że się dołączycie! I pozdrawiam ciepło,
Hubisiowa mama
Asiu dziękuję za ten wpis - oby więcej kobiet miało tyle szczęścia co Ty.
OdpowiedzUsuńtemat który poruszyłaś nie jest mi obcy.
Smutny wpis ze szczęśliwym zakończeniem. Oby więcej wstrętnych przypadków było wcześniej wykrywanych. Wyobrażam sobie, co musiałaś czuć, a może nawet nie jestem w stanie sobie tego wyobrazić. Najbardziej przeraża mnie, kiedy chorują młodzi ludzie. Ludzie startujący w dorosłe życie bądź tacy, co dopiero założyli rodziny. I niestety czasem odchodzą, przegrywają walkę z chorobą. Bo w Polsce na wszystko długo się czeka. Mój tata zmarł na nowotwór, więc znam tę walkę z chorobą, kiedy cierpi na tym cała rodzina. I nikt nie może pomóc. Paradoksalnie nawet mama, która jest ze służby zdrowia. Popieram takie akcje jak najbardziej!
OdpowiedzUsuńJa właśnie ostatnio przechodziłam coś podobnego. Będę mieć biopsje migdałka. Miałam masę badań bo jestem obciążona genetycznie chłoniakiem. Diagnostyka trwa, bo mam niepokojące mnie objawy i nie wiadomo od czego. Wszystko trwa od końca marca. Koszmar. Co lekarz to sugeruje nerwicę. Echhh. Jak w badaniach nic nie wyjdzie to idę do psychiatry. Serio. Mam dość.
OdpowiedzUsuńBędzie dobrze, trzymam kciuki Aniu!
UsuńAsiu, to niesamowita historia! Cieszę się, że wszystko dobrze się wtedy skończyło, ale też, że wykorzystałaś tę okazję do przemyślenia swojego życia. A nie wiem czy wiesz, że w ramach tej kampanii jest też jakiś spot blogerów - powinni byli Cię do niego wybrać!
OdpowiedzUsuńTak, widziałam ten spot :-). Dziękuję Ci za miłe słowa, ale ja za mały żuczek jestem na takie występy :-).
UsuńDoświadczenie które faktycznie może ukształtować charakter...
OdpowiedzUsuńTo prawda...
UsuńRak piersi zabrał mi mamę. Jestem jak najbardziej za takimi akcjami. A teraz sama czekam na wyniki badań genetycznych.
OdpowiedzUsuńTrzymam mocno kciuki!
UsuńBardzo możliwe, że to miało wpływ na Twój charakter. Być może dlatego jesteś teraz silną babeczką, która się nie przejmuje pierdołami i kroczy przez życie z optymizmem!
OdpowiedzUsuńMoja przyjaciółka miała raka piersi.. pamiętam ją po tych wszystkich chemiach, bladą wyniszczoną w peruce refundowanej przez nfz. Babciowej takiej. Pamiętam, że kupiłam jej piękną perukę, z długimi włosami i modnym cięciem (mieszkałam za granicą, więc mogłam sobie pozwolić na taki bezinteresowny gest), i tak trochę głupio mi było ją wręczyć.. nie chciałam urazić. a potem ona się tak ucieszyła.
Na domiar złego facet-dupek ją wtedy zostawił. Przeszła ciężkie chwile, miała wtedy 24 lata.To był szok dla wszystkich, że taka młoda ijuż rak!! Na szczęście teraz jest dobrze - zdrowo, kwitnąco z ukochanym przy boku, a włosy piękne długie, własne.
Jesteś wspaniałą, bardzo mądrą kobietką, wiesz :-)? Twój prezent, Twoje wsparcie... jestem pewna, że bardzo jej pomogły.
UsuńA ja myślę, że Ty jesteś niepoprawną optymistką od zawsze i dlatego ta choroba nie miała szans Cię złamać!
OdpowiedzUsuńAkcje informacyjne, akcje z badaniami profilaktycznymi są potrzebne, ale prawda jest też taka, że nasza służba zdrowia chętnie organizuje "akcje reklamowe", a kiedy człowiek wreszcie idzie po rozum do głowy i chce zrobić badania, okazuje się, że musi czekać miesiącami na termin. O ile ktoś nie obserwuje u siebie jakichś niepokojących objawów, to jestem w stanie zrozumieć, że może poczekać (chociaż wszyscy wiemy, że objawy często pojawiają się dopiero, kiedy choroba jest już bardzo zaawansowana). Ale nie potrafię zrozumieć, że czekać muszą osoby, u których dzieje się coś niepokojącego albo już zdiagnozowane. Przecież liczy się każdy dzień! I jeszcze bardziej nie mogę zrozumieć, że ludzie muszą szukać ratunku za granicą, bo w nas nie dostaną leku albo nie zostaną poddani jakiejś terapii, które są ostatnią deską ratunku. Czasami mam wrażenie, że akcje informacyjne bardziej byłyby potrzebne lekarzom i urzędnikom.
Niestety jest bardzo dużo prawdy w tym co piszesz...
UsuńCudownie, że u Ciebie tak dobrze wszystko się skończyło! Akcja bardzo przydatna! Właśnie mnie zmobilizowałaś żeby pójść do lekarza. Dbam o każdą wizytę Mikołaja, zapominając o sobie, a to mnie On najbardziej przecież potrzebuje! Ściskam;*
OdpowiedzUsuńDokładnie! Powinnyśmy badać się dla naszych dzieci, jeśli nie chcemy dla samych siebie! Buziaki serdeczne dla Was
UsuńDoskonale wiem o czym piszesz. Przeszłam to samo. Tyle, że jestem w grupie ryzyka. Na raka piersi chorowała moja babcia i jej córka , czyli ciocia. Ja badam się regularnie. Nie rozumiem kobiet, które się nie badają. Ostatnio dowiedziałam się że bardzo bliska mi osoba, kobieta trzydziesto-paroletnia robiła cytologię 12 lat temu ostatnio, czyli po porodzie ostatniej córki.
OdpowiedzUsuńNie rozumiem i nigdy nie zrozumiem takiego myślenia " wolę nie wiedzieć , że jestem chora, ze mam raka. jak zacznę się badać, to się okaże , ze jestem chora". Co to za myślenie? Głupie !!! Żeby nie powiedzieć, ze osoba , która tak mówi jest niemądra .
O tak, ja też nie potrafię zrozumieć takiego myślenia! Na szczęście świadomość ludzi jest coraz większa. Pozdrawiam serdecznie Kasiu
UsuńPoliczone!
OdpowiedzUsuńA Twoja historia wywołała u mnie gęsią skórke i łzę wzruszenia...
Najważniejsze, że wszystko dobrze się skończyło ;*
Dziękuję za kliknięcie :-)
UsuńKlikalam dziś i dziś kupiłam Kronikę Raka.
OdpowiedzUsuńCieszę się Twoim zdrowiem!
To było dawno, dawno temu, ale dziękuję :-)! Buziaki kochana
UsuńKochana dobrze, ze o tym piszesz, rak jest straszny :( Ja dziś wróciłam z pogrzebu wujka, diagnoza, 3 miesiące i śmierć :(
OdpowiedzUsuńZ całego serca współczuję...
UsuńBardzo dobrze ze o tym piszesz!Ja tez myslalam ze guz piersi dotyka tylko dojrzale kobiety..do tamtego roku kiedy i u mnie wykryto guza. Jestem juz rok po operacji,guz okazal sie nie zlosli wy. Uratowalo mnie wczesne wykrycie tego paskudztwa.
OdpowiedzUsuń