Gdy miesiąc temu opisywałam Wam nasze spotkanie z logopedą w
ramach akcji „
Dwa słowa na dwa lata to o 270 słów za mało”, odezwała się do
mnie koleżanka ze studiów, która od dłuższego czasu chodzi ze swoją córeczką
Zosią do neurologopedy.
Zosinkowa Mama opowiadała mi m.in. o tym, jak masować,
czytać, wąchać, ćwiczyć z latarką, rozwijać mowę w kąpieli. Okazała się
prawdziwą skarbnicą wiedzy w zakresie metod rozwoju mowy dziecka i dlatego postanowiłam
ubłagać ją o wpis gościnny. Szkoda byłoby nie podzielić się z Wami tą wiedzą, która
niewątpliwie zainteresuje wielu młodych rodziców.
Zapraszam Was do przeczytania kilku
uwag o logopedycznych potrzebach naszych Milusińskich. Dzisiaj część pierwsza,
jutro ciąg dalszy :-). Ja po przeczytaniu całego tekstu Zosinkowej Mamy wiem już, jak
wiele błędów popełniłam. Przykładowo uczyłam Hubisia, że ten puchaty zwierzak to
kotek, zamiast po prostu kot. A przecież dziecku dużo łatwiej byłoby
wypowiedzieć słowo „kot” niż jego zdrobnienie. Nie wiem, czemu nie
wpadłam na to sama :-)?
Oddaję
więc głos Zosinkowej Mamie, która jak dla mnie osiągnęła szczyty logopedycznej dbałości
o rozwój dziecka (i nie piszę tego dlatego, że nazwała mojego Hubisia „nieziemskim
słodziakiem :-)).
***
Od kilku miesięcy regularnie
czytam Hubisiowo i jakież było moje zdziwienie, gdy po ujawnieniu wizerunku
Autorki zorientowałam się, że przecież znam Joasię! Tym bardziej zrobiło mi się
miło, ponieważ razem kończyłyśmy studia, a teraz zmagamy się z radością
macierzyństwa. Hubiś jest o miesiąc starszy od mojej Córeczki Zosieńki, stąd
też jestem bardzo zainteresowana Jego rozwojem i przygodami. Abstrahując już od
tego, że to Słodziak nieziemski, uroczy Malec, którego widok autentycznie
poprawia mi nastrój!
Moje Słoneczko pochodzi z tzw.
problemowej ciąży, celowo omijam tu słowo „patologicznej”, ponieważ kojarzy mi
się ono bardzo pejoratywnie. W telegraficznym skrócie Córeczka bardzo szybko
chciała przyjść na świat, musiałam przyjmować różne leki i leżeć plackiem w
domu i w szpitalu. Ale udało się! Zosiulka znalazła się „po drugiej stronie
brzuszka” dwa dni po ukończeniu 38-ego tygodnia ciąży! Piękna, czarnowłosa,
szczuplutka (ok. 3300 g) i długonoga (59cm) modelka ;-). Ósmy Cud Świata!
Ok. 8 tygodnia okazało się, że niestety cierpi na znacznie obniżone napięcie mięśniowe i asymetrię, przeszłyśmy przez 9 miesięcy żmudnej rehabilitacji (Voyta, ndt-Bobath) i ku zaskoczeniu otoczenia (także i ze świata medycznego), mając 10,5 miesiąca zaczęła stawiać pierwsze samodzielne kroczki, a w 13-stym miesiącu zaczęła biegać.
W 8 miesiącu Jej życia zaczęłam
się zastanawiać, dlaczego Córka w sumie słabo gaworzy i ogólnie wydaje mało
dźwięków. Lekarze rehabilitacji, neurolog, rehabilitanci uspokajali mnie, że „w
końcu zacznie” i że „rozwój ruchowy jest najważniejszy”. Jednakże ja z natury
jestem baaaaaaaaaardzo dociekliwa i staram się oceniać Zosię holistycznie. Stąd
też skonsultowałam ją i okazało się, że praktycznie każdy malec z problemami z
napięciem mięśniowym, czy też będący wcześniakiem, powinien być przynajmniej
raz przed ukończeniem 1-ego roku życia u logopedy, a najlepiej u neurologopedy.
Niestety pediatrzy, a także lekarze innych specjalności nie dostrzegają wagi
problemu.
Zgodnie z sugestią Hubisiowej
Mamusi podzielę się więc z Wami swoimi spostrzeżeniami i moim doświadczeniem w tej materii.
PIERWSZA WIZYTA
Nasza pierwsza wizyta u logopedy
trwała… 1,5 godziny! W mojej ocenie 30-sto minutowy debiut logopedyczny to
zdecydowanie zbyt krótko
Logopeda powinien:
- zebrać dokładny wywiad ciążowy, wypytać o rozwój dziecka
od okresu noworodkowego, przebyte choroby, leczenie itd.,
- nawiązać kontakt z dzieckiem, a wiadomo, że nie zawsze
jest to takie proste, zwłaszcza w okresach wzmożonego lęku separacyjnego!
- zbadać dokładnie w rękawiczkach budowę jamy ustnej,
- zobaczyć jak dziecko je i pije,
- w zależności od wieku sprawdzić jak dziecko się bawi, czy
rozumie polecenia, pokazuje np. mamę,
- określić, z jakim problemem mamy do czynienia (lub też
rozwiać niepokoje),
- zalecić niezbędne wizyty u innych specjalistów np. u
laryngologa, specjalisty od integracji sensorycznej, neurologa, psychologa,
- pokazać, w jaki sposób ćwiczyć/bawić się z dzieckiem,
masować, zapisać schematy,
- odpowiedzieć na pytania (dość często mocno
zaniepokojonego) rodzica.
Pani logopeda zrobiła na nas
bardzo dobre wrażenie, stąd też jesteśmy pod jej skrzydłami już prawie 8
miesięcy. Problem u córki jest niewielki, ale mięśnie w buzi, rozwój mowy
wymaga stymulowania, by w przyszłości nie przechodzić gehenny logopedycznej np.
w okresie przedszkolnym.
GESTY
Od samego początku naszej
logopedycznej przygody mieliśmy za zadanie skupić się na korelacji słów i
gestów, a co najważniejsze stymulować gest pokazywania. Zaczęłam od domowników,
wielokrotnie pokazywałam na męża mówiąc Zosi „to tata”, mój Mąż wskazywał
analogicznie na mnie. Potem dołączałam przedmioty typu miś, kwiat itd. Pytałam
Córkę „gdzie miś”, „gdzie tata”? W tym też celu oglądaliśmy również nasze
zdjęcia i córka uczyła się rozpoznawać, gdzie mama, tata, babcia itd. Stopniowo
zaczęła pokazywać coraz więcej przedmiotów.
W rozwoju mowy istotne jest również
łączenie gestu z dźwiękiem. Gdy uczymy dziecka znaczenia słów „tak” czy „nie”
powinniśmy adekwatnie ruszać głową. „Nie ma” - rozkładamy wymownie ręce, „nie
wolno” lub „no no” i „grozimy”, unosimy rękę nad głowę, gdy mówimy, że dziecko
jest „taaaaaaakie duże”, układamy znacząco dłoń, gdy chcemy, by coś nam dało.
 |
Nie ma, nie ma :-) |
Pamiętam, że przed 11 miesiącem Zosia umiała ok. 7-8 gestów i spotkało się to z aprobatą pani logopedy.
POKAZYWANIE CZĘŚCI
CIAŁA
Ok. 9/10 miesiąca zaczęliśmy
zwracać uwagę na części ciała i to bardzo stopniowo. Wprowadzałam jedną część
ciała średnio raz na 7-10 dni, w nieskończoność pokazywałam na lalkach,
misiach, domownikach, oczka, włosy, buzie itp., itd., Gdy córka skończyła
roczek, to zaczęła pokazywać „na sobie”. Pomocny w tym jest dość znany
wierszyk:
Rączki robią klap,
klap, klap.
Nóżki robią tup,
tup, tup.
Tutaj swoją główkę
mam
i na brzuszku
sobie gram.
Buźka robi am, am,
am,
oczka patrzą tu i
tam,
tutaj swoje uszka
mam
i na nosku sobie
gram.
Około 13-tego miesiąca Zośka umiała pokazać 6/8 części ciała
z powyższego wierszyka, teraz w 15 miesiącu potrafi już cały, choć czasem nie
chce „pograć” na nosku ;-). Weszliśmy też na „wyższy” stopień zaawansowania,
córcia uroczo pokazuje, gdzie ma pupkę, kolanka itd. Było to oczywiście również
ćwiczenie gestów.
 |
Zosiu, pokaż język :-)! |
W nauce, a właściwie w zabawie w
„naukę”, części ciała Pani Logopeda wsparła nas następującym ćwiczeniem: na
kanapie sadzamy jak największego pluszaka (akurat Zośka dostała pluszowego,
metrowego psa na chrzest), gasimy wszędzie światła, bierzemy najlepiej
wąskostrumieniową latarkę i włączamy ją wskazując na ucho, brzuch, rękę itp., itd.
Dużo frajdy i śmiechu!