Prawie dwa miesiące minęło odkąd napisałam Wam o
zagrzybionym kubeczku, który znalazłam w rączce Huberta, odbierając go ze
żłobka (tutaj oraz tutaj ). Dwa miesiące z całym kalejdoskopem uczuć, które
przelewały się przez moje serce. Od gniewu po rezygnację. Od czarnych wizji po niepoprawny
optymizm. Bałam się o jego zdrowie (szczególnie, gdy złamałam daną sobie
obietnicę i zaczęłam przeglądać internet), a potem wyrzucałam sobie
nadgorliwość (po przeczytaniu o samej sobie na pewnym forum, że „odstawiam
cyrk, bo dziecko trochę grzyba się najadło”). Płakałam, a potem śmiałam się, że
bez przygód to po prostu nie może obyć się w naszym Hubisiowym życiu. I
czekałam…
Przez ostatnie dwa miesiące praktycznie cały czas czekałam.
Najpierw ponad miesiąc na wyniki badań zawartości kubka, które wykonywał dla
nas sanepid. Potem na wyniki badań Huberta, aż w końcu na wczorajszą wizytę u
laryngologa.
Okazało się, że sanepid wyhodował na kubeczku pięć różnych
grzybów, z czego trzy opisano nam jako chorobotwórcze z gatunku pleśniowych. Przy
okazji nieźle nas nastraszono. Zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych, zapalenie
otrzewnej, zapalenie wsierdzia i kandydoza płuc – to tylko kilka z wymienionych
chorób. Owszem, pojawiających się rzadko, ale jednak.
Laborant z sanepidu kazał nam się koniecznie zgłosić do lekarza
po skierowanie na badania, co oczywiście od razu zrobiliśmy, lecz tu niestety napotkaliśmy
wyżyny niekompetencji. Pediatra w przychodni, którą spotkałam tam po raz
pierwszy, stwierdziła, że na żadnych grzybach się nie zna, że w niczym mi nie
pomoże, nie jest mnie też w stanie pokierować do innego lekarza, bo nikogo
takiego nie zna. Powiedziała, że najlepiej bym zrobiła, gdybym zgłosiła sprawę
do sanepidu, niech zrobią z tym żłobkiem porządek, a nie tu do niej
przychodziła, bo niby co ona ma poradzić. Że jak się tak mocno upieram, to da
mi te skierowania, tylko musi iść do pielęgniarek spytać się na jakich druczkach
się to robi i żebym poczekała… I żebym powtórzyła, co ja właściwie chcę? A na
koniec wręczyła Hubertowi odznakę „dzielnego pacjenta”. Tyle w temacie...
Ze skierowaniami w ręku zgłosiłam się z powrotem do
Sanepidu, gdzie pobrano od Huberta wymaz z gardła i noska, a także dostarczoną
przeze mnie próbkę kału. Badania miały zostać przeprowadzone głównie pod kątem
występowanie grzybów, wymienionych w piśmie od sanepidu, ale laborantka
powiedziała, że wszystkie inne nieprawidłowości również zostaną wykazane. I
znowu musieliśmy czekać... Wyniki były po ośmiu dniach. Kał czysty. W gardle i
nosie grzybów nie stwierdzono, znaleziono za to bardzo liczne bakterie. Osiem
różnych, wszystkie o okrutnie trudnych, nic mi nie mówiących łacińskich
nazwach.
Nawet nie wiecie, jak nam ulżyło. Perspektywa kilkuletniego leczenia grzybów, którą roztaczał przed nami laborant
przyjmujący kubek do badania, była po prostu przerażająca.
Tym razem oparłam się pokusie i nie zajrzałam na fora
internetowe w poszukiwaniu informacji o tych bakter-paskudztwach. Postanowiłam
poczekać na to, co powie lekarz. Początkowo zadzwoniłam do przychodni, próbując
umówić się na wizytę u jedynej kompetentnej pediatry, jaka tam przyjmuje,
niestety okazało się, że aktualnie przebywa na dłuższym urlopie. Do zastępującej
ją, opisanej wyżej lekarki, nie zapisałabym się drugi raz za żadne skarby świata,
została mi więc tylko wizyta prywatna. Po krótkim wywiadzie w poszukiwaniu
najlepszego w naszym mieście dziecięcego laryngologa, udało mi się umówić
Hubisia na 5 sierpnia.
I tak wczoraj dowiedzieliśmy się, że młody „będzie żył” :-).
Pani doktor przejrzała wyniki badań i stwierdziła, że nie ma tam nic, z czym nie
moglibyśmy sobie poradzić dzięki antybiotykom. Przepisała Hubertowi antybiotyki
domiejscowe oraz doustną, miesięczną szczepionkę, podnoszącą
odporność. Dopiero gdyby nie udało się zwalczyć bakterii w ten sposób, dostaniemy antybiotyki ogólne.
We wrześniu mamy powtórzyć wymazy z gardła i noska, by
upewnić się, że wytłukliśmy wszystkie paskudztwa. I że możemy zapomnieć o całej tej sprawie. Bo ja chcę o niej jak najszybciej zapomnieć.
Mam tylko nadzieję, że to co się stało, ocuciło trochę osoby, które w codziennej rutynie straciły gdzieś konieczną w ich pracy czujność. Bo bardzo łatwo wyrządzić małemu dziecku krzywdę, dużo trudniej jest ją później naprawić.
Hubisiowa mama
Oby wytłukło od razu Hubisiowi te bakterie!
OdpowiedzUsuńTak jest!!!! Buziaki
UsuńAle te bakterie to od grzybów na kubku?
OdpowiedzUsuńNie wiem i nie sądzę, by dało się to jednoznacznie stwierdzić. Grzybów w organizmie Hubiś nie miał.
UsuńHistoria jest przerażająca i zawsze jak słyszę, że ktoś z mojego otoczenia zaprowadza dziecko do żłobka, to myślę o tym Waszym nieszczęsnym kubku! Dobrze, że najgorszego scenariusza nie ma! Swoją drogą polska służba zdrowia po raz kolejny pokazała na co ją stać :) Życzymy Hubertowi dużo zdrówka!!!! Pozdrawiam Monika
OdpowiedzUsuńDziękujemy! I serdecznie pozdrawiamy
UsuńA czy Hubercik nadal chodzi do tego żłobka? Straszna ta historia...ja teraz codziennie dokładnie sprawdzam kubeczki mojego Hubcia po powrocie ze żłobka. Pozdrawiam_mama Asia i synek Hubercik :)
OdpowiedzUsuńChodzi. Ale nie wiem, czy będzie chodził dalej. Zobaczymy. Pozdrawiam serdecznie, mama Asia i synek Hubercik :-)
UsuńNaprawdę ktoś o Tobie tak napisał na jakimś forum!?!??!?!?!!? :O Ręce opadają...
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę że zamieściłaś tą historię (ku przestrodze!) i że mimo bakterii okazuje się że to historia z happy endem jednak. Ufff...
Trzymam kciuki za wybicie bakterii, za dobrych pediatrów, za poprawę żłobkowej higieny i za to, żebyś nie musiała o sobie takich bzdur czytać. Ściskam mocno oboje z Hubisiem! xxx
Naprawdę, miałam bardzo dużo wejść z pewnego forum, więc z ciekawości zajrzałam. No i poczytałam o sobie trochę, jak to przez takie matki wariatki, jak ja, to kolejki w przychodniach są, bo z każdą pierdołą do lekarza latają :-).
UsuńDobrze, że zasadniczo wszystko dobrze się skończyło. I pamiętaj, nie zaglądaj na fora :)
OdpowiedzUsuńOj tak, dostałam nauczkę :-).
UsuńCałe szczęście, że tak się skończyło. A ten komentarze na forach... ech, szkoda gadać.
OdpowiedzUsuńUfff kamień z serca! Bardzo się cieszę, ze Hubiś wyszedł obronną ręką z tej opresji:)
OdpowiedzUsuńDziękuję Ala i serdecznie pozdrawiam
UsuńCieszę się razem z Wami, że z Hubim wszystko ok. Wiadomo, leki musi przyjmować, ale na szczęście to nic poważniejszego. Buziaki dla szkraba i dla dzielnej mamy, która mimo długich oczekiwań doczekała się wyników :-*
OdpowiedzUsuńO rety. Dobrrze, ze to się tak skończyło. Buziaki dla Was Kochana i oby już nic podobnego się nie przytrafiło ani Wam, ani żadnemu innemu dziecku.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że z Hubisiem wszystko w porządku (pomijając bakterie, które mam nadzieję szybko uda się wyleczyć). Możesz w końcu odetchnąć z ulgą i spać spokojnie. Podejrzewam, że w tym żłobku Hubiś będzie najbardziej pilnowanym dzieciątkiem ;) Co jest pocieszające :)
OdpowiedzUsuńUff!
OdpowiedzUsuńJak dobrze, że nic poważnego się nie wyhodowało ...
;)
Zdrówka dla Hubercika! :)
Pozdrawiamy.
najważniejsze, że wszystko dobrze się skończyło :)))
OdpowiedzUsuńpozdrawiamy :*
O mako, jak dobrze! Czekałam na taki post że jednak w żlobku nie wyrządzili dziecku strasznej krzywdy. Szczeże współczuje nerwów, ale ciesze się że zakończenienie jest dobre. Nie bardzo dobre ale wystarczająco dobre żeby odetchnąć z ulgą.
OdpowiedzUsuńDobrze, że tak to się skończyło. A co do tego, że Hubiś "będzie żył" to mojego Tatę kiedyś operował lekarz, który po operacji powiedział do niego: "Będzie pan żył, tylko nie wiadomo z kim" i od tamtej pory to jest naczelne hasło u nas w rodzinie ;)
OdpowiedzUsuńNajlepiej nie wchodzic na fora i wogole nie szukac odpowiedzi w necie. Lepiej byc nadgorliwa mama (choc w Twoim przypadku to normalna reakcja) niz potem zalowac. Dobrze, ze tylko tak to sow skonczylo... A nasz sluzbe zdrowia "kochamy". Zdrowka zyczymy
OdpowiedzUsuńDobrze, że wszystko skończyło się w miarę dobrze. Trzymam kciuki, żeby we wrześniu było już po wszystkim!
OdpowiedzUsuńNa szczęście wszystko dobrze się skończyło, dużo zdrówka dla Hubisia i tego wspaniałego uśmiechu każdego dnia :)
OdpowiedzUsuńAsiu, jak to dobrze! Dużo zdrowia dla wszystkich Hubisiow! Udanej walki z bakteriami!
OdpowiedzUsuńcieszę się że dobrze się skończyło:) Forów nie czytaj! Pozdrawiam i zdrówka dla Huberta:)
OdpowiedzUsuńKochana dobrze ze Hubi jest zdrowy i wierzę że wszystko bedzie ok. A osoby ze zlobka zostawie bez komentarza. Dlatego zastanawiam sie czy wracac do pracy czy siedziec z myszka. Buziaki!
OdpowiedzUsuńKamień spadł mi z serca, że najgorsze Was ominęło. Teraz trzymamy kciuki za szybką i pomyślną walkę z bakteriami. Buziaki
OdpowiedzUsuńAsieńko, jesteś przykładem na to, że w dbaniu o zdrowie i bezpieczeństwo naszych pociech nawet jak same zrobimy wszystko najlepiej, ktoś komu zaufałyśmy może zrobić krzywdę naszym dzieciom. Życzę Wam zdrówka i braku takich przygód. Ściskam gorąco :*
OdpowiedzUsuńJa też robiła bym ,, cyrki";) Będzie dobrze, uszy do góry; )
OdpowiedzUsuńFajnie że tak się skonczyło! do happy endu brakuje jeszvcze informacji o poważnych konsekwencjach dla żłobka. bo takowe powinny być!
OdpowiedzUsuńCieszę się, że wszystko się skończyło dobrze. To jest najważniejsze. Ale pozostaje niesmak: do tego jak podchodzą do dzieci lekarze, jak podchodzi personel pracujący w żłobku. I to się zapewne nie zmieni. Nie wiem, ile tak groźnych sytuacji musiałoby nastąpić by coś się zmieniło w naszym kraju.
OdpowiedzUsuńP.S. Żenujące, że ktoś o Tobie wspomniał na forum. Że nadgorliwa niby? Uważam, że każda matka dla której zdrowie i komfort dziecka jest najważniejszy tak powinna postąpić! Na fora najlepiej nie zaglądać.
Pozdrawiamy i buziaki dla dzielnego Hubisia !
Może Cię pocieszę, że często jesteśmy nosicielami bakterii, które zwyczajnie bytują na nszej skórze, śluzówkach i tak naprawdę jest niewiele wskazań do pobierania wymazów np. operacje kardiochirurgiczne, ortopedyczne i zazwyczaj nei ma potrzeby leczenia antybiotykami. Pozdrawiam serdecznie!
OdpowiedzUsuńNajważniejsze że tak to się skończyło i że już ,,po wszystkim ,, :)
OdpowiedzUsuńW żadnym wypadku nie jesteś nadgorliwa. Zareagowałaś tak, jak powinnaś!
OdpowiedzUsuńDobrze, że "tylko" to... całe szczęście, bo grzybice paskudnie się leczy. Ktoś jednak powinien nad tym żłobkiem jakiś przysłowiowy kij powiesić, żeby czujności pilnował :)
OdpowiedzUsuńDobrze, że tylko tak się to skończyło! Ale co się najadłaś strachu to niestety Twoje :(
OdpowiedzUsuń