22 grudnia 2014 (poniedziałek)
Gdy popołudniu wracaliśmy ze żłobka, pod naszym
domem zastaliśmy wielką kałużę. Kałużę, która aż się prosiła o to, by do niej
wbiec i poskakać. I chociaż nigdy wcześniej na to nie pozwalałam, tym razem nie
zatrzymałam biegnącego Huberta. Na nóżkach miał kalosze, dom był o rzut
kamieniem, na kuchence czekał gorący rosół. Dlaczego więc nie dać mu tej chwili
radości? Skakał długo i wysoko, śmiejąc się głośno, a woda rozpryskiwała na
boki. Był cały mokry. Dziesięć minut później byliśmy już w domku, umyci, przebrani i ogrzani, a
Hubiś z przejęciem podskakiwał na dywanie, opowiadając po swojemu tacie, że
skakał w kałuży. I chociaż wiem, że jest grudzień i jest zimno, że może
skończyć się to co najmniej katarem, to szczęśliwe, roześmiane oczy Huberta naprawdę
były tego warte :-).
23 grudnia 2014 (wtorek)
23 grudnia 2014 (wtorek)
Wymarzyłam sobie wspólne ubieranie choinki. W tle miał
lecieć Michael Bublé, w powietrzu unosić zapach cynamonowej świeczki, a mój mały
słodki synek miał podawać mi puchaty, złoty łańcuch. Chciałam by uczestniczył w
tej pięknej tradycji, by poczuł magię chwili, zaczął kolekcjonować pierwsze świąteczne
wspomnienia... Nie przewidziałam jednak tego, że Hubi też miał plany. A jego plany nie obejmowały Michaela Bublé, ani świeczki, nie chciał też podawać mi łańcucha. On
chciał tylko wieszać bombki. „Siam”. Wszystkie, co do jednej. Gdy tylko brałam jakąś
do ręki, wpadał w histerię. Tupał, płakał i wyrywał. Próbowałam go przekonać,
próbowałam tłumaczyć. W końcu się poddałam. Patrzyłam tylko, jak zaaferowany biega
do choinki i próbuje umieścić je na gałązkach. Bombki roztrzaskiwały się o
podłogę jedna za drugą, łańcuch leżał gdzieś w kącie. Po stracie siedmiu bombek
pozwolił pokazać sobie w końcu, do czego służy przyczepiona do bombki nitka. Załapał
błyskawicznie. Zrobiło się cicho i spokojnie. Bombki przestały lecieć, Hubiś
się uśmiechnął, potem i ja się uśmiechnęłam. Aż wziął mnie za rękę i
przyprowadził do choinki. Podał łańcuch, gestem poprosił, bym powiesiła coś
wyżej. Miałam jednak swoje magiczne chwile...
24 grudnia 2014 (środa)
24 grudnia 2014 (środa)
Byliśmy dziś wszyscy razem, w powiększonym od ubiegłych
świąt, składzie. Hubiś w czapce św. Mikołaja, z czerwonymi od podekscytowania
policzkami, biegał pomiędzy najbliższymi i roznosił prezenty. A gdy pomogliśmy
rozpakować mu jego, nie wiedział za co złapać się najpierw :-). Był taki
szczęśliwy! I ja byłam taka szczęśliwa. Dzieci czynią święta wyjątkowymi.
28 grudnia 2014 (niedziela)
28 grudnia 2014 (niedziela)
Aż łzy wzruszenia stanęły w oczach Hubisiowej Babci, gdy na
pytanie „Jak ma na imię babcia?”, odpowiedział – „Ziosia”. A potem powtórzył to
jeszcze raz i kolejny. Do końca dnia każdy członek naszej rodziny spytał go o
to co najmniej dziesięć razy i za każdym razem otrzymywał za odpowiedź gromkie
brawa. Nic więc dziwnego, że gdy wieczorem siedział wyraźnie czymś zmartwiony,
a ja go spytałam „Jaki masz kłopot Huberciku?”, z pełną powagą na twarzy
odpowiedział mi „Ziosia" :-)
Posypały się nam ostatnio nowe słowa w Hubisiowym słowniku. Kilka
dni temu pytał Hubisiowego Dziadka „gdzie to?”. Wczoraj, gdy czytałam mu jedną
z książeczek o Kici Koci, pokazał paluszkiem na gitarę i powtórzył po mnie „gitala”.
A dzisiaj zaskoczył nas, mówiąc „Dżiordź” na trzymaną w rączce zabawkę George’a,
braciszka świnki Peppy. Z dnia na dzień jest coraz lepiej, ale i tak wciąż
króluje niepodzielnie jedno słowo - „nie” :-).
31 grudnia 2014 (środa)
31 grudnia 2014 (środa)
Balował do 23ciej. Padł dopiero wtedy, gdy usnęła jego partnerka - pół roku młodsza Lenka :-).
3 stycznia 2015 (sobota)
Zdałam sobie dzisiaj sprawę, że zupełnie niezamierzenie wprowadziłam mały zamęt w Hubisiowej głowie. Zwracając się zawsze do Hubisiowej Babci „mamo”, nie wzięłam pod uwagę, że mój mały szkrab wszystko słyszy i z tym właśnie słowem babcię będzie kojarzył. Gdy zniknęła dzisiaj Hubiemu z oczu, wołała za nią głośno „mama!” (słowa „babcia” jeszcze nie mówi). „Jestem tutaj Hubisiu” odpowiedziałam, ale on tylko spojrzał i dalej wołał za babcią „maaa-maaa”. „Wołasz babcię?” spytałam. „Taaa” odpowiedział. „A gdzie jest mama?” spytałam. „Tu” odpowiedział i po chwili dodał „tam”. „A jak ja się nazywam?”. „Mama” – odpowiedział. I wtedy zrozumiałam w czym tkwił problem. Tak więc od dzisiaj mama musi być babcią. W sensie babcia babcią :-).
9 stycznia 2015 (piątek)
3 stycznia 2015 (sobota)
Zdałam sobie dzisiaj sprawę, że zupełnie niezamierzenie wprowadziłam mały zamęt w Hubisiowej głowie. Zwracając się zawsze do Hubisiowej Babci „mamo”, nie wzięłam pod uwagę, że mój mały szkrab wszystko słyszy i z tym właśnie słowem babcię będzie kojarzył. Gdy zniknęła dzisiaj Hubiemu z oczu, wołała za nią głośno „mama!” (słowa „babcia” jeszcze nie mówi). „Jestem tutaj Hubisiu” odpowiedziałam, ale on tylko spojrzał i dalej wołał za babcią „maaa-maaa”. „Wołasz babcię?” spytałam. „Taaa” odpowiedział. „A gdzie jest mama?” spytałam. „Tu” odpowiedział i po chwili dodał „tam”. „A jak ja się nazywam?”. „Mama” – odpowiedział. I wtedy zrozumiałam w czym tkwił problem. Tak więc od dzisiaj mama musi być babcią. W sensie babcia babcią :-).
9 stycznia 2015 (piątek)
Hubi ma nową zabawę. Pokazuje paluszkiem na sufit i mówi „uu-uu”,
co w wolnym tłumaczeniu ma oznaczać, że fruwa tam sowa. Wdrapuje się na kanapę
albo fotel i klaszcząc w ręce łapie sowę, a potem przynosi ją nam do pogłaskania
albo zjedzenia :-). Dzisiaj pół dnia łapał sowę „siedzącą na choince”, a ja
udawałam, że jem ją nożem i widelcem. Biedny, wymyślony zwierzak :-). Czyżby
mój Hubiś – Hubertus miał zapędy na myśliwego?
11 stycznia 2015 (niedziela)
11 stycznia 2015 (niedziela)
Pół nocy nie przespał. Kaszlał tak, jakby miał płuca wypluć.
Katar miał taki, że lepiej nie mówić. Zadzwoniłam po pediatrę. Dziesięć dni
zwolnienia. Potem do kontroli i zobaczymy, co dalej. Czeka nas ciężki czas.
14 stycznia 2015 (środa)
14 stycznia 2015 (środa)
Hubiś śpiewa! I to nie „lalala” jak dotychczas, ale
prawdziwe słowa z prawdziwej piosenki. No dobra, może nie słowa, a literki, ale
w rytm, takt i kontekst :-). Myjąc zęby,
śpiewam mu piosenkę Fasolek pt. „Szczotka, pasta”, a on wykonuje pięknie chórki
w postaci „o o o”. Śpiewamy więc razem „W prawo, w lewo, w lewo, w prawo, o o o.
Po jedzeniu kręć się za żwawo, o o o.”. Słucham go, zachwycam się i cieszę, bo
talent do muzyki odziedziczył na szczęście po tacie :-).
18 stycznia 2015 (niedziela)
Pokazałam Hubisiowi jak strzelać z folii bąbelkowej. Sama to lubię, pomyślałam więc, że i jemu się spodoba. I rzeczywiście spodobało się. I to bardzo. Codziennie domaga się kolejnego kawałka folii, a potem strzela, aż zabraknie bąbelków. Stare kawałki muszę wyrzucać po kryjomu, bo bardzo po nich rozpacza. Folia opanowała więc nasz dom. Dzisiaj poślizgnęłam się w kuchni na jednym z jej fragmentów i ratując się przed wybiciem zębów oparłam się dłonią o rozgrzaną płytę. I bąbelki teraz mam, na dłoni :-).
18 stycznia 2015 (niedziela)
Pokazałam Hubisiowi jak strzelać z folii bąbelkowej. Sama to lubię, pomyślałam więc, że i jemu się spodoba. I rzeczywiście spodobało się. I to bardzo. Codziennie domaga się kolejnego kawałka folii, a potem strzela, aż zabraknie bąbelków. Stare kawałki muszę wyrzucać po kryjomu, bo bardzo po nich rozpacza. Folia opanowała więc nasz dom. Dzisiaj poślizgnęłam się w kuchni na jednym z jej fragmentów i ratując się przed wybiciem zębów oparłam się dłonią o rozgrzaną płytę. I bąbelki teraz mam, na dłoni :-).
-♥-
Hubisiowa mama
Bardzo piękny to czas był i Wasze chwile. Dzieci wywracają świat do góry nogami, czynią go przez to piękniejszym :D
OdpowiedzUsuńKałuża i chinka super :*
Dokładnie Ulu! Ściskam gorąco!
UsuńLubię czytać Twoje myśli potargane. Sam a spisuję swoje każdego dnia w kalendarzu - choć kilka słów.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło i życzę zdrowia. Mam nadzieję, że Hubiś już się dobrze czuje.
Niby kilka słów a za kilka, kilkanaście lat będą na wagę złota :-). To będzie fantastyczna pamiątka dla naszych szkraba :-).
UsuńJak zawsze piękne chwile.
OdpowiedzUsuńZ Babcią - Babcią (moją mamą) mamy taki sam problem ;) Lilka biegnie za nią i krzyczy mama - bo ja tak mówię.
A do mnie mówi: mama albo po imieniu: Madzia - bo tak wszyscy do mnie mówią - od pewnego czasu jestem dla wszystkich "mamą" ;)
Dzieciaczki rozumieją, że babcia to nie mama, ale kwestia "nazewnictwa" to coś zupełnie innego, tu całkowicie polegają na nas :-). Pozdrawiam serdecznie
UsuńOj ta historia o kuchennym wypadku na końcu trochę mnie zasmuciła, ale ogólnie to piękne te Wasze myśli potargane!
OdpowiedzUsuńI wiesz co? Nie przejmuj się tym zamętem w głowie Hubisia wywołanym tym, że wołasz do swojej mamy 'mamo' - my też tak robi i co prawda Oli zdarzyło się powtórzyć po mnie 'tatuś' do dziadka, ale jak się jej wytłumaczy, że dziadek to tata mamy to rozumie i jest dobrze. Bo ja też nie lubię dorosłych zwracających się do siebie per babciu/dziadku albo w małżeństwie mamo/tato. Dzieci są mądre i wyczują kto dlaczego jak mówi, zwłaszcza jak się im trochę podpowie. U nas Olcia to potrafi nawet nieźle wykorzystać. Wie, że Pan M. jak czegoś potrzebują gdy już się usypiają to woła mnie po imieniu, więc jak czasem ona by coś chciała, a on jej tego nie daje to krzyczy z pokoju: "Asia, Asia" ;) Ale normalnie, za dnia nigdy tak na mnie nie woła ;)
A to mała bystrzacha :-). Buziaki dla Was kochani!
UsuńJak ja uwielbiałam skakanie w kałużach :) Ala też to kocha :D
OdpowiedzUsuńChyba z tego się nie wyrasta :-)
Usuńuwielbiam Wasz myśli potargane!
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz, jak mi miło :-). Dziękuję
UsuńAle fajnie się rozwija mały Hubiś! Kałuża <3
OdpowiedzUsuńI magiczną wigilię naprawdę miałaś!
A zobaczysz Asiu, wkrótce się tak rozgada, że już nic go nie zatrzyma.
Już nie mogę się doczekać, chociaż jeśli pójdzie w ślady Taty to już go nie przegadam :-).
Usuń