Co tu dużo pisać, było wspaniale. Siedem dni w naszej ukochanej Dalmacji, z dala od pracy, franków szwajcarskich i problemów. No i z dala od... Hubisia. Tak, pojechaliśmy na urlop tylko we dwoje i nie żałujemy.
Gdy zimą bukowaliśmy wakacje nie rozważaliśmy urlopu bez dziecka. Hubi nie pierwszy raz jechałby z nami do Chorwacji. Z własnego doświadczenia wiedzieliśmy, że taka wyprawa jest jak najbardziej wykonalna. Jednak uczciwie trzeba przyznać, że chociaż wyjazd z dzieckiem daje dużo radości, do wypoczynku jest mu daleko (ach, te piękne pobudki o czwartej rano:-)). Dlatego, gdy wczesną wiosną Hubisiowa Babcia zasugerowała, że może zająć się Hubim pod naszą nieobecność, myśl o urlopie bez niego powoli zaczęła w nas kiełkować.
Podejmując decyzję o wyjeździe we dwoje nie pytaliśmy nikogo o zdanie. Sami rozważyliśmy wszystkie za i przeciw. Uznaliśmy, że żadna opinia osoby trzeciej, nawet kogoś z najbliższej rodziny, nie powinna mieć wpływu na naszą decyzję. To o naszą trójkę chodziło. To my musieliśmy być pewni, że dobrze robimy i że właśnie takie rozwiązanie będzie na dany moment najlepsze dla nas i naszego dziecka.
Ostatecznie nie myśleliśmy długo i to był chyba dobry znak. Gdybyśmy się wahali, oznaczałoby to, że nie jesteśmy jeszcze gotowi na taką opcję. Nie było więc długo, ale za to bardzo intensywnie :-). Musieliśmy odpowiedzieć sobie na wiele pytań. Przede wszystkim, czy Hubi jest na taką rozłąkę przygotowany? Czy w żaden sposób go nie skrzywdzimy? Czy Dziadkowie sobie poradzą i czy jesteśmy tego na 100% pewni? Czy nie nadużyjemy ich gościnności? Czy Hubi będzie czuł się u Dziadków dobrze i bezpiecznie? Czy damy radę pozbyć się niepokoju o niego i cieszyć się wakacjami? Czy tęsknota nas nie zadusi itp. itd.
Pewnie zaskoczę Was pisząc, że najspokojniejsi byliśmy o Hubisia. O to, czy będzie chciał zostać sam z Dziadkami. Z doświadczenia wiedzieliśmy, że tak. Kocha ich bardzo i ma z nimi bardzo częsty kontakt. Ich dom traktuje jak swój. Ma u nich nawet swój własny pokój, z łóżeczkiem i ulubionymi zabawkami. Często i chętnie zostaje u nich na noc, nie byłaby to więc dla niego żadna nowość. Fakt, że nigdy nie zostawał na aż tak długo (cztery dni to był nasz rekord), ale nigdy nie było też z tym problemu.
Martwiłam się bardziej o to, czy nie poczuje się porzucony, albo nie przerazi, że już do niego nie wrócimy. Ale tu przyszedł nam z pomocą nasz stary, praktykowany od 1,5 roku zwyczaj, żegnania się z nim w żłobku słowami: "Mama/Tata wróci po Ciebie, jak skończy pracować, przecież zawsze wraca". Gdy więc zaczęłam z nim rozmawiać, że nie będzie nas kilka dni, a on będzie u Dziadków i że wrócimy szybko do niego, upewnił się tylko, czy nie będzie musiał chodzić do żłobka, po czym przytaknął główką i uśmiechnął się. Przyjął sprawę bardzo spokojnie, bo wiedział, że wrócimy. Nigdy go przecież nie zawiedliśmy :-).
Pod naszą nieobecność nie płakał za nami, nie wołał, mówił o nas zupełnie naturalnie. Moja siostra śmiała się, że aż jej głupio to mówić, ale on naprawdę nie wygląda jakby za nami tęsknił :-). Ale nam nie było z tego powodu przykro, wręcz przeciwnie, cieszyło i pozwoliło na spokojniejszy wypoczynek... Tydzień minął błyskawicznie.
Młody spędził wspaniałe wakacje u Dziadków. Pierwszy raz w życiu jechał pociągiem, codziennie podlewał kwiatki w babcinym ogródku, a ciocia pożyczyła mu nawet swojego kota, by miał zwierzątko do opiekowania się. Karmił kaczki, odwiedzał schronisko dla psów, zaliczał wszystkie okoliczne place zabaw. Zdecydowanie się nie nudził. Do tego stopnia, że nie chciał wracać z nami do domu :-).
A my, pozbawieni niepokoju o pociechę, cieszyliśmy się sobą i - co najważniejsze - na nowo przywróciliśmy równowagę pomiędzy naszymi życiowymi rolami - mamy/taty, żony/męża, kobiety/mężczyzny. Te siedem dni pomogło mi przypomnieć sobie, że jestem nie tylko mamą, ale także żoną. I że ta rola jest dla mnie równie ważna. Na nowo zakochałam się w moim wspaniałym mężu i wróciłam z serduchem przepełnionym szczęściem. Grzeję się nim teraz, gdy przez pracę nie widzimy się długimi godzinami.
Ktoś może powiedzieć, że nasz wyjazd był egoistyczny. Że to ucieczka od obowiązków, albo że nie jesteśmy "dobrymi" rodzicami. Trudno... To nasz synek będzie miał w przyszłości prawo do oceny. I tylko on :-).
Dlatego, gdy będziecie zastanawiać się nad taką możliwością, nie słuchajcie nikogo obcego. To Wasza rodzina i Wasza decyzja. Każda sytuacja jest inna, każde dziecko jest inne i sami będziecie wiedzieć, czy jesteście na to gotowi. My byliśmy. I było super :-)!!!
Ściskamy serdecznie,
Hubisiowa mama
-♥-