Siódma trzydzieści... Małe paluszki podciągają mi powiekę do góry, a potem słyszę "Mama, już nie ma nocy". Siódma trzydzieści, czyli sobotnia rozpusta. Zwykle o tej porze siedzę już za biurkiem z kubkiem gorącej zielonej herbaty w dłoni. Swoją drogą, jestem bardzo dumna, że w końcu udało mi się zejść z pięciu kaw dziennie na jedną, a w wyjątkowo trudnych (albo wyjątkowo przyjemnych) dniach na dwie. Okazało się, że da się jednak funkcjonować na mniejszej dawce kofeiny. Chociaż nie ukrywam, tęsknię za tym cudnym, orzeźwiającym zapachem kawy o poranku...
Otwieram oczy w domu rodziców, w dawnym pokoju mojej siostry. Wczoraj przyjechałam z Hubisiem i padłam spać już o 21szej. Nigdzie nie śpi mi się tak dobrze, jak w rodzinnym domu. Głęboko, spokojnie i długo :-). Dużo dłużej niż u nas... Szczególnie, że mój mały, kochany budzik pognał już do sypialni dziadków i mogłam jeszcze pół godziny poleniuchować. Jest bosko.... U mamy to nawet kołdra wydaje się bardziej puszysta :-).
Hubisiowego Taty nie ma z nami. W piątek szkolił w Tarnowie, a już dzisiaj z samego rana ruszył ze swoją drużyną na turniej piłki halowej. Człowiek torpeda, w ciągłym ruchu, na pełnych obrotach. Mam nadzieję, że bezpiecznie dojadą... Czy ja kiedykolwiek pozbędę się tego wewnętrznego lęku? Piszę smsa...
Rozpusty ciąg dalszy, czyli biegamy z młodym w piżamach do dziewiątej... Czuję się jak na wakacjach :-). Kawa z mamą (limit na dzisiaj wyczerpany), żarty z tatą. Na śniadanie białe pieczywo. Pierwsze od grudnia, ale co tam, jestem w końcu u rodziców, a te bułki to prawdziwe pieczywo, a nie pompowane coś, czym raczą nas olsztyńskie sklepy. To dokładnie taka bułka, jaką pamiętam z dzieciństwa... Muszę koniecznie kupić w piekarni przynajmniej dziesięć sztuk i zamrozić dla Hubisia.
Przed południem wpadam na chwilę do siostry. Młody już od progu biega za kotem, a za młodym biega mój półtoraroczny chrześniak. Gdy patrzę na nich, czułość zalewa mi serducho. Są tak różni, ale tak bardzo "nasi". Blondyn i brunet, spryciarz i siłacz, każdy charakterny, ale na swój sposób. Już nie mogę doczekać się chwili, gdy zaczną świadomie się razem bawić. Między nimi jest dokładnie taka sama różnica wieku, jak między mną a moją siostrą. Mam nadzieję, że będą kiedyś przyjaciółmi...
Chociaż wyczerpałam już swój dzienny limit, u siostry piję drugą kawę. Ściągam z mebli maluchy, chowam piloty i wyciągam z doniczki zabawkę, a ona w tym czasie ratuje przez telefon świat, a konkretnie aptekę, w której padło wszystko, co tylko możliwe i na gwałt musi załatwić tam elektryka, informatyka, czy innego speca. Po chwili wpada z zakupami mój tata. Malutki wyciąga do niego rączki, kot łasi się i natychmiast pakuje na kolana... Zazdroszczę jej tej obecności rodziców w codziennym życiu. Takiej zwyczajnej, naturalnej... Dla mnie każdy przyjazd do domu to małe święto. Niby jest między nami tylko 50 kilometrów, ale przy pracy, milionie obowiązków i małym dziecku naprawdę ciężko nam się regularnie widywać. Młoda robi muffinki z czekoladą i malinami... Absolutnie fantastyczne... To moje pierwsze ciastko od grudnia, ale trudno, w końcu jestem u siostry :-).
Wracamy z Hubim do rodziców. Na obiad są pierogi mojej mamy. Mistrzostwo świata. Delikatne, przezroczyste wręcz ciasto, rozpływający się w ustach farsz... Wciąż na nowo obiecuję sobie, że nagram filmik, jak ona je robi... Dlaczego jeszcze tego nie zrobiłam???
Po obiedzie zgarniam młodego do dziadkowego garażu i pucujemy moje autko od środka. Po zimie samochodzik jest tak brudny, że aż mi wstyd, ale cóż... Zdarza się najlepszym :-). Zwykle sprząta go Hubisiowy Tata, ale przy tylu obowiązkach, nie miałam serca go prosić. Przy okazji wychodzi na jaw, że wycieraczka z tyłu już właściwie nie ma gumy i czas najwyższy na wymianę... Zmarzłam niemiłosiernie....
Jedziemy po wycieraczki, przy okazji kupuję te pyszne bułki i krem dla mamy w prezencie, bo balsam do ciała z tej firmy sprawdził się super, więc może i do twarzy mają podobne cudo.. Jadąc widzę pierwszy w tym roku klucz wracających po zimie ptaków.... Wiosna!!! Wielkimi krokami zbliża się moja upragniona wiosna!
Hubisiowy Tata przysyła zdjęcie pucharu. Zajęli drugie miejsce! Hubi pyta, czy dostał medal i jest bardzo rozczarowany, że jednak nie... Bo ten puchar to jak kubek :-). Wdrapuje się na kolana babci, łapie ją za szyję i po raz pierwszy w życiu mówi do niej: "Kocham Cię"... Aż mi łezki stanęły w oczach, gdy zobaczyłam jej radość i wzruszenie. Nawet nie wiem, kiedy zrobił się wieczór...
Po kolacji kąpiel w głębokim brodziku. Hubiś uwielbia bawić się tam w strażaków. Zresztą, gdzie on nie lubi gasić pożarów :-)? W łóżku jedna książeczka, druga, piąta... w końcu gaszę światło przy akompaniamencie stanowczych protestów. Usypiam szybciej od niego, ale na szczęście mama budzi mnie po dwudziestej pierwszej...
Spędzamy spokojny, bardzo miły wieczór... Herbatka z sokiem z pigwy, "Szkło kontaktowe", robię mamie paznokcie... potem sobie... Minuty mijają tak szybko. Gdy rodzice kładą się spać, ja kończę słuchać audiobooka "Bielszy odcień śmierci" Bernarda Minier i przeglądam neta. Miałam w planach napisać posta o strażackiej pasji Huberta, ale zegarek pokazuje już pierwszą... Jutro.... Na pewno napiszę coś jutro...
Gdy przytulam się do ciepłego ciałka, jeszcze przez sekundę zdążę pomyśleć, jak dobrze być w domu.... i usypiam. I tak mija kolejny dzień. Nasz zwykły, niezwykły skrawek życia :-). Piękny, bo hubisiowy... Nasz po prostu...
Hubisiowa mama
-♥-
Oj jak słodko! Jak najwięcej takich pięknych dni Wam życzę!
OdpowiedzUsuńDziękuję Asiu i wzajemnie!
UsuńPiękny tekst. Niby taki zwyczajny, a łapiący za serducho! Bo kto nie lubi być u mamy :) Tam zawsze jest bosko!
OdpowiedzUsuńA mój trzylatek, pomimo, że widzi Babcie codziennie, po 2 minutach drogi do domu powiedział ze łzami w oczach: " Mami tęsknię za Babcią". Mnie też stanęły łzy w oczach.
Pozdrawiam serdecznie,
Ewelina
Kochany szkrabek... Babcie są najlepsze, prawda :-)?
UsuńW każdej sekundzie czytania tego postu czułam powiew wiosennego wiatru, lekkość i ogromne szczęście. Jest to przepiękne uczucie czytać radość i miłość zapisaną w słowach. Chwile u rodziców, tych najcudowniejszych ludzi pod słońcem ma to do siebie, że człowiek docenia nawet tą pościel, jej zapach, jakbym czytała o sobie, kiedy spałam w dzień przed moim ślubem u rodziców, doceniłam wszystko...(dosłownie) każdy skrawek mojego starego pokoju i świeżość w nim, ile pracy mama włożyła by był piękny:) ach rodzice i ich mieszkanie, zawsze będę wracała do niego z ogromnym sentymentem, bo przecież spędziłam tam dobrą część mojego życia.
OdpowiedzUsuńJakoś tak na sercu zrobiło mi się ogromnie przyjemnie po przeczytaniu Twojego postu, tak lekko, czuje się tak spokojnie i dobrze. Zapowiada się miły dzień.
Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie.
matkapolka89
Jej, dziękuję, to jeden z najpiękniejszych komentarzy, jakie w życiu dostałam... Nawet nie wiesz, jak się cieszę. Pozdrawiam ciepło!!!
UsuńWłaśnie wczoraj wróciłam z takiego weekendu u rodziców i właśnie też miałam pisać o tych bezcennych chwilach. Człowiek zaczyna doceniać takie błahostki jak zapach pościeli, jak niedzielna kawa z rodzicami, czy granie do późnej nocy w Eurobusiness. Już o kontakcie dziecka z dziadkami i ciotecznym rodzeństwem nie wspomnę, aż łza w oku się kręci. To jest właśnie Bogactwo, przez duże B i nic tego nie zastąpi, warto więc takie chwile uwieczniać. Pięknie napisane . Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńP.S. Ja też mam zawsze wewnętrzne lęki, kiedy mój mąż gdzieś wyjeżdża.
Dokładnie, pięknie napisałaś - to bogactwo przez duże B :-)! Pozdrawiam ciepło i dziękuję za komentarz!
UsuńWspaniały tekst. A nasza babcia tak bardzo daleko....
OdpowiedzUsuńalexanderkowo.pl